Koleżanki i Koledzy! Pracownicy Tesco! 

Szefowa związku w Tesco: "Ci, którzy mają odwagę coś zmieniać, płacą wysoką cenę!"


Agata Strzałkowska, przewodnicząca KO NSZZ 'Solidarność' - Rzeszów Tesco!

- Wtedy, w 2014 roku, wydawało mi się, że jestem na tyle mocna, by walczyć o prawa innych. Mówiłam ludziom, że nie mogą się godzić na złe traktowanie.



W środę pod sklepem Tesco w Rzeszowie odbyła się pikieta pod hasłem „Dość szykanowania za działalność związkową!”. O sprawie rozmawiamy z Agatą Strzałkowską, przewodniczącą Komisji Oddziałowej NSZZ „Solidarność” Tesco w Rzeszowie, w obronie której odbyła się ta pikieta.



Agata Kulczycka: Jak długo pracuje pani w Tesco?

Agata Strzałkowska, przewodnicząca Komisji Oddziałowej NSZZ „Solidarność” Tesco w Rzeszowie i członek prezydium Komisji Zakładowej: - Zaczynałam, kiedy Tesco było otwierane w Rzeszowie.To był 2001 rok. Koniunktura na rynku pracy była zła. Wydawało mi się wtedy, że to będzie praca na chwilę.Życie pokazało jednak coś innego.
Pracowałam w dziale AGD i w recepcji. Później awansowałam do pracy w skarbcu. To praca biurowa, bez kontaktu z klientami, w zamkniętym pomieszczeniu. Zajmowałam się rozliczaniem finansowym sklepu.



Od razu zaczęła pani działać w związkach zawodowych?

– Związek w Tesco tworzyłam od początku. Z dwoma kolegami zawiązaliśmy komisję oddziałową. Pełniłam w niej funkcję skarbnika. Zaczęliśmy rozmawiać z ludźmi, kolejni członkowie się zapisywali. Był moment, kiedy mieliśmy 150 członków i wszystko wydawało się być na dobrej drodze. Ale niestety organizacja chyba zaczęła przeszkadzać pracodawcy.
Pojawiły się pierwsze formy nacisku i szykan. Przewodniczący dostał od pracodawcy wypowiedzenie i odszedł z pracy. Ja zostałam w związkach, byłam wtedy członkiem komisji oddziałowej. W 2014 roku zostałam wybrana przewodniczącą komisji oddziałowej hipermarketu Rzeszów. Niedługo później odbyły się kolejne wybory i zostałam społecznym inspektorem pracy. Wtedy wydawało mi się, że jestem na tyle mocna, by walczyć o prawa innych. Mówiłam ludziom, że nie mogą się godzić na złe traktowanie.



Co ma pani ma na myśli, mówiąc o złym traktowaniu?

– W firmie zaczęto nadużywać nagan, a ja motywowałam ludzi, by przy pomocy prawnika z zarządu odwoływali się do sądu pracy. Nagany były np. za nieprzestrzeganie wartości Tesco. To rozdmuchane hasło. Nawet trudno sprecyzować, co ono oznacza. Chodzi m.in. o to, by być miłym dla innych i lepiej starać się dla klientów. Nagany były bezpodstawne, co później potwierdził sąd pracy, przyznając rację pracownikom. Niestety finał jest taki, że tych osób już w pracy nie ma.
Jako społeczny inspektor pracy zaczęłam także walczyć o pracowników, którym zlecane były inne obowiązki niż te wynikające z umowy o pracę.
Zgodnie z prawem pracodawca może to zrobić, ale nie na dłużej niż trzy miesiące w roku. Ten czas został przekroczony, co wykazała Państwowa Inspekcja Pracy. 
W 2017 roku walczyłam też o matkę karmiącą, która musiała dźwigać zbyt duże ciężary. Uświadamiałam pracodawcę, poprzez wpisy do książki społecznego inspektora pracy, że kierownicy nie mogą powierzać takich prac matkom karmiącym.
Chodziło także np. o urlopy wypisywane bez zgody pracowników. To kierownik, kiedy układał grafik, dawał dzień lub dwa dni urlopu, bo tak pasowało mu do ułożenia harmonogramu. Urlop tymczasem powinien być na wniosek pracownika i w porozumieniu z nim.
Mieliśmy taki przypadek, że osoba, która pracowała na kasie, została przeniesiona najpierw na dział przemysłowy, później zaproponowano jej stanowisko lady-mięso. Wbrew umowie o pracę, bez jej zgody. Walczyłam, by takie zmiany były wprowadzane w porozumieniu z pracownikami. Często to dotyczyło związkowców, którzy w efekcie odchodzili z pracy. Na załogę to działało tak, że ludzie, widząc te szykany, bali się zapisać do związków.

 

Pani sytuacja w pracy także nie była najlepsza?

– Moja aktywna działalność stała się problemem dla pracodawcy. W 2013 roku dostałam wypowiedzenie, ale odwołałam się do sądu pracy. Sąd przyznał mi rację i zostałam przywrócona do pracy. Za okres pozostawania bez pracy sąd przyznał mi odszkodowanie. Walczyłam dziesięć miesięcy, by te pieniądze odzyskać, bo pracodawca nie chciał mi ich wypłacić.



Już po wyroku sądu?

– Tak. Przez dziesięć miesięcy wyrok sądu był lekceważony. Choć to były marne pieniądze: jednomiesięczne pobory. Musiałam zwrócić się o pomoc prawnika, który napisał wezwanie do zapłaty i dopiero wtedy te pieniądze zostały mi wypłacone.



Po tym, jak wróciła pani do pracy, sytuacja się poprawiła?

– Przeciwnie. Byłam szykanowana. Chodziło o to, bym sama zdecydowała się odejść. Cokolwiek zrobiłam, było źle. Ludzie bali się ze mną rozmawiać, by ich nie spotkało to samo. Poskarżyłam się o mobbing w pracy, ale odpowiedziano mi, że nie stwierdzono podstaw do uznania mojej skargi.



Skarży się pani na dyskryminację i szykanowanie przez pracodawcę za działalność związkową. Co takiego się działo?

– Szykan i upokorzeń było mnóstwo. To tygodnie, miesiące, lata. Musiałam np. odwołać się do Państwowej Inspekcji Pracy, bo ciągle miałam niesprawiedliwy grafik. Przez większość miesiąca miałam popołudniowe zmiany, podczas gdy inne koleżanki miały pierwsze. PIP w Krakowie wykazała, że byłam gorzej traktowana.
Kiedy na przykład byłam oddelegowywana do obowiązków związkowych, próbowano mi zmienić grafik tak, by był to mój dzień wolny od pracy. Żeby pracodawca nie musiał mi płacić za ten dzień. Uznając, że to praca społeczna i mam to wykonywać poza godzinami pracy.
Niejednokrotnie słyszałam, że pracodawca wcale nie musi ze związkami rozmawiać, a rozmawia tylko dlatego, że jest to jego dobra wola.
Tymczasem prawo do tego zobowiązuje. W Tesco mamy podpisane porozumienie o współpracy, w którym między związkiem a pracodawcą ustalone zostały zasady współpracy. Mówi ono o tym, że powinniśmy się nawzajem szanować, prowadzić negocjacje. Moje uprawnienia jako działacza związkowego czy społecznego inspektora pracy nie są respektowane.



W końcu miała pani sprawę karną. Jak do tego doszło?

– Pracownicy skarżyli mi się, że są źle traktowani przez jedną z pracownic, która zarządzała pracą kasjerów: że są poniżani i obrażani przy klientach, muszą znosić krzyki, doprowadzani są do płaczu. Napisałam pismo do kierownictwa, prosząc o interwencję. Zapraszano wybranych pracowników, czytano treść mojego pisma. Pracownicy mieli napisać swoją opinię na ten temat. Trwało to dwa tygodnie. Załoga została podzielona, a niektórzy oskarżali mnie, że wystąpiłam przeciwko koleżance z pracy. Zaczęłam być wytykana palcami. W końcu ta osoba, na którą pracownicy się poskarżyli, wniosła przeciwko mnie sprawę karną do sądu o pomówienie. Proces trwał półtora roku. To było uderzenie nie tylko we mnie, ale i w związek zawodowy. Wszyscy patrzyli na mnie: przewodnicząca ma sprawę karną. Zakładano, że przegram, że nie wypłacę się za to, co zrobiłam. Przez wiele miesięcy byłam pod pręgierzem. Chodziło o to, bym się załamała, zrezygnowała z pracy. To była dla mnie gehenna. Nawet trudno mi to opisać, jaki to był dla mnie trudny czas. Ale wygrałam i sąd przyznał mi rację. To rozpowszechniając i upubliczniając moje pismo, przyczyniono się do sytuacji, na podstawie której osoba ta pozwała mnie do sądu. A ja nie popełniłam żadnego błędu, bo jako przewodnicząca miałam prawo interweniować, prosić menedżera o sprawdzenie tego, na co skarżyli się pracownicy. Właśnie do tego zostałam powołana. Działam w imieniu pracowników, tych którzy nie mają odwagi upomnieć się sami. Związek daje im możliwość, by zawalczyli o swoje prawa.



Długo się pani tym pozytywnym dla siebie wyrokiem nie cieszyła.

– Tydzień po jego ogłoszeniu dostałam od pracodawcy wypowiedzenie warunków pracy. Stało się to w czasie zwolnień grupowych, których nie rozumiem, gdyż sytuacja firmy w mojej opinii nie jest zła. Dla mnie to upokarzające, ponieważ jest to degradacja. Ze skarbca mam przejść na dział przemysłowy jako pracownik fizyczny. To praca na dwie zmiany, osiem godzin na nogach. Rozkładanie towaru, przywożenie palet z placu manewrowego, w zmiennych warunkach pogodowych. W tym samym dniu, kiedy ja dostałam wypowiedzenie, moja zastępczyni została przeniesiona z działu kas, gdzie była koordynatorem, na piekarnię. To radykalna zmiana: na dziale kas miała dobre osiągnięcia, nie miała przygotowania do piekarni, nie chciała tam pójść. To sygnał dla innych: Nie podskakujcie, bo spotka was to samo. Ci, którzy mają odwagę coś zmieniać, płacą wysoką cenę.



Przyjęła pani te zmienione warunki?
– Odwołałam się do sądu, bo nie godzę się z tym. Przeszłam dwie ciężkie operacje nóg, więc praca osiem godzin na stojąco jest dla mnie dużym obciążeniem. Ale żeby móc kontynuować walkę w sądzie, muszę je przyjąć. 


Nie myślała pani, żeby poszukać nowej pracy i to wszystko po prostu rzucić?

– Oczywiście, że miałam takie momenty. Ale po 17 latach zostawić to wszystko i zaczynać od początku byłoby mi trudno. Tyle lat tu przepracowałam, budowałam sukces tej firmy. Poza tym nie chciałabym zostawić tych, którzy mi zaufali. Jestem świadectwem na to, że swoich praw i godności można i trzeba bronić.


Stanowisko Tesco
Poprosiliśmy biuro prasowe Tesco Polska o odniesienie się do kwestii poruszanych przez Agatę Strzałkowską w rozmowie. Otrzymaliśmy taką odpowiedź:


„Prowadzenie działalności związkowej pozostaje w całkowitej gestii organizacji związkowych, zaś Tesco jako pracodawca w tę działalność nie ingeruje. Ocena pracy pracowników nie jest związana z ich przynależnością i działalnością związkową.
Otwartość i dialog są podstawą naszych relacji z pracownikami, zaś wszelkie wątpliwości staramy się wyjaśniać w sposób bezpośredni. Dlatego nie komentujemy indywidualnych zdarzeń czy opinii naszych pracowników.
Pragniemy jednak odnieść się do przytoczonych informacji i przybliżyć stan rzeczywisty.
W 2018 roku rozwiązaliśmy umowy o pracę (głównie w procesie zwolnień grupowych) z kilkunastoma osobami. Tylko jedna z nich była członkiem organizacji związkowej. Nie może być zatem mowy o szykanowaniu działaczy związkowych.
Kwestia bezpieczeństwa pracy – w tym także przestrzegania norm dźwigania – jest dla nas bardzo ważna. Regularnie organizujemy adresowane do pracowników kampanie informacyjne w tym zakresie. Żaden z wpisów do książki Społecznego Inspektora Pracy w roku 2018 nie dotyczył tej kwestii. W książce nie ma też wpisów o rzekomych nieprawidłowościach dotyczących udzielania urlopów.
Sprawa sądowa była sprawą z powództwa cywilnego. Nie byliśmy jej stroną, zatem nie mogliśmy mieć wiedzy o jej rozstrzygnięciach na dzień wręczenia wypowiedzenia”.


Biuro Prasowe, Tesco Polska